Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część I, II i IV.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PUSTELNIK (z ironią).

Żywa? właśnie jest za co podziękować Bogu!
Żywa? jakto? nie wierzysz? cóż się tobie zdaje?
Poprzysięgnę, uklęknę, palce na krzyż złożę;
Ona umarła i ożyć nie może!...

(po pauzie zwolna)

Ależ bo różne są śmierci rodzaje...
Jedna śmierć jest pospolita:
Śmiercią tą starzec, kobiéta,
Dziecię, mąż, słowem tysiące
Ludzi umiera co chwila;
I taką śmiercią Maryla,
Którą widziałem na łące.

(śpiewa)

Tam u Niemnowej odnogi,
Tam u zielonej rozłogi,
Jaki to sterczy kurhanek?
Spodem uwieńczon jak w wianek,
W maliny, ciernie i głogi...

(przestaje śpiewać).

Ach, i to jest widok srogi,
Kiedy piękność w życia kwiecie,
Ledwie wschodząca na świecie,
Żegnać się musi z lubym jeszcze światem!
Patrz, patrz: blada na pościeli,
Jak na obłoczkach mglisty poranek;
Z płaczem dokoła stanęli:
I smutny ksiądz u łóżka,
I smutniejsza czeladka,
I smutniejsza od niej drużka,
I smutniejsza od nich matka,
I najsmutniejszy kochanek.
Patrz: uchodzi z lica krasa,
Wzrok zapada i zagasa,
Ale jeszcze, jeszcze świeci;