Strona:Adam Fischer - Ossolineum.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo takiego stanu rzeczy, nie ustawano w pracy wewnętrznej. Kuratora zastępował Gwalbert Pawlikowski, a bibliotekę doprowadzał do ładu Stanisław Przyłęcki, wielki bibliograf, który mimo swych kwalifikacyi naukowych, jako politycznie podejrzany, mógł urzędować w Zakładzie tylko jako najniższy urzędnik, t. zw. praktykant. Ale niebawem wygnano go nie tylko z Zakładu, ale nawet z kraju, wskutek czego położenie stało się jeszcze bardziej krytyczne. Opisuje je trafnie wicekurator w liście do Wydziału stanowego: „Wiadomo jest Wysokiemu Wyborowi, jakie losy przeciwne od owego czasu (1834) ciążyły nad Zakładem. Zakład bez dyrektora, bo mianowanie go podlegało trudnościom, bez funduszów do prowadzenia budowli potrzebnych, ograniczony w częściach do niego należących, bo pozbawiony drukarni i litografii, musiał dla niemożności dozoru zamknąć się przed publicznością“.
Po tak długiem zamknięciu, wreszcie w roku 1839 podjął Zakład ponownie swe prace. Kurator Henryk ks. Lubomirski wezwał na dyrektora Zakładu dr. Adama Kłodzińskiego, a na kustosza dr. Jana Szlachtowskiego. Nowy dyrektor objął rządy w bardzo trudnych warunkach, gdyż musiał zaczynać ponownie od zasadniczych podstaw reformy Zakładu. Pewne grona ludzi nie chciały jednak tego wyjątkowego położenia zrozumieć. Przeciwnie, gdy na czele instytucyi naukowej stanął mąż bez głębszej uczoności, bez poważnych zasług na polu literacko-naukowem, znalazła się grupa niezadowolonych, którzy woleliby widzieć kogoś innego na tem stanowisku. Tymczasem Zakład potrzebował na kierownika właśnie takiego człowieka, jakim był Kłodziński. Łączył on dobrą wolę i zamiary szlachetne z energią i gorliwością w wypełnianiu przyjętych obowiązków. Pierwszą myślą Kłodzińskiego było powołać znów do życia zawieszone wydawnictwo „Biblioteki Zakładu im. Ossolińskich“. Po trzyletnich staraniach dopiero, w roku 1842, udało mu się myśl tę urzeczywistnić, i odtąd co kwartał ukazywał się tom pisma, które, według pragnienia Ossolińskiego, miało się stać