Strona:Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojny włoskiej o niepodległość, pogasły doszczętnie; ponura, ciemna, chłodna noc zaległa cały widnokrąg polityczny. Cały kraj był jak jedna wielka rana. Każdy, w kim choć trochę było patrjotycznego uczucia, przejęty był, jeżeli nie rozpaczą, to głębokim żalem i trwogą, niepewnością o przyszłość. Poeta, już dlatego, że poeta, był wrażliwszy od innych na cierpienia ogółu, a przytem jako jeden z tych, co brali na siebie większą odpowiedzialność, gnieciony był teraz silniej jej brzemieniem, czuł większą gorycz zawodu. I oto pierwsze głosy jego lutni to wyraz tego cierpienia — indywidualnego i powszechnego.
Boleść patrjotyczna w poezji polskiej była rzeczą dobrze znaną, szczególnie od czasów Konrada, stającego do walki ze Stwórcą. Ale w tej boleści ileż było jeszcze nadziei, zapału, energji! jakie ukojenie znajdowała w czystej lub mistycznie zabarwionej religijności! W poezji Asnyka było już inaczej: nie było ani tych nadziei, ani zapału, ani ukojenia religijnego. Boleść zamieniła się w rozpacz zupełnie taką, jak ją Malczewski określał: „bez przytułku — bez celu — bez granic“. Jeden z pierwszych utworów Asnyka, Sen grobów, w którym poeta przedstawił fantastyczną wędrówkę swoją przez jakąś dziką, pustą i śnieżną krainę, pełną groźnych widziadeł symbolicznych, maluje najlepiej stan jego duszy po zupełnem rozbiciu nadziei narodowych. Przedstawia ona i ten węzeł, który łączył poetę nowych pokoleń z poezją poprzednich. Tym węzłem była cześć dla Słowackiego, a w bengalskiem świetle tej czci postać autora Balladyny wyolbrzymiała do rozmiarów proroka lub tytana. Od niego też, mianowicie z Anhellego (a poczęści także z Danta), czerpał Asnyk barw i kształtów do swej dantejskiej wędrówki; od niego przejął też zamiłowanie, rażące nas dzisiaj teatralnością, w błyskawicach, grzmotach i piorunach, w przekleństwach, rzucanych na helotów żywych, w znieważaniu kości zmarłych w gro-