Strona:Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ucisz się serce! swoich strat
Już nie opłakuj, stroskane;
Ale wschodzący pozdrów świat,
I jego jutrznie różane.
Błogosław nowym życia dniom,
Temu, co wschodzi i rośnie,
Świeżym nadziejom, świeżym snom,
Świeżej młodości i wiośnie.

Szczęście, za którem napróżno tęsknił, wszystkie sny swoje nieziszczone i pragnienia przekazuje poeta innym, mianowicie tym, „co twardą pracą i znojem płacą ludzkości święty dług“, „co będą światło nieść do chat“, tym, „co będą walczyć z widziadłem nędzy i zbrodni“; w ich ręce składa swoją wiarę, swą miłość i swą nadzieję, i tym sposobem „wszędzie coś z swoich znajdzie snów, z uczuć straconych i rojeń“. I nie pozwala sobie odtąd mówić (w wierszu Nie mów), że wszystko, czego sam nie umiał znaleźć w życiu, marą jest zwodniczą;

Zdrój czystych uciech będzie innym szumiał,
I inne serca poił swą słodyczą!

Ta rezygnacja, to przygarnięcie cudzego szczęścia do własnej piersi, oczyszcza, odświeża i odmładza serce poety. Jednocześnie na wypogodzonem, wieczornem niebie jego duszy zjawia się i gwiazda osobistej nadziei. Jakkolwiek cel jej wychodzi za zakres chwilowego bytu, słodzi ona jednak i rozjaśnia doczesną ścieżkę życia poety. Jest to ta sama nadzieja, którą miał Kochanowski, „że przedsię za laty, nie będą jego czułe nocy bez zapłaty“, — ta sama, która niejednemu z poetów słodziła i rozjaśniała gorzką i ciemną rzeczywistość, ta sama, którą helikońskie panny, we wspomnianym już raz wierszu Asnyka, pokrzepiają ociemniałego Thamyrisa. Silniejszym i czystszym blaskiem świeci ona w dwóch innych poezjach Asnyka: Dałem ci