Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spełniłem swoją powinność. Wprawdzie coraz to więcej traciłem nadzieji co do pomyślnego rezultatu naszych wysileń i ten brak wszelkiej nadzieji był dla mnie najnieznośniejszym ze wszystkiego. Chęć powrócenia do mojej najdroższej paliła mnie nieustannie, ale jako żołnierz chciałem dotrwać na raz zajętem stanowisku. Smutno mi było pomyśleć, że powrócę bez tej sławy, na którą ona tyle liczyła, bez zwycięskiego lauru i bez wszelkiej pomyślnej wieści o przebiegu świętej naszej sprawy.
Smutno mi było wracać z pola ruin i płomieni, zaprzepaszczonych ofiar i bezowocnych męczeństw, unosząc z sobą piekącą myśl „wszystko stracone“! Bo w trudach wojennych, w ogniu i niebezpieczeństwie zrosłem się całą duszą z tą ojczyzną, pełną łez i krwi, a każda klęska, każdy upadek coraz to nowem przykuwały mnie do niej ogniwem miłości! Jednakże po niefortunnej potyczce, która się zakończyła zabraniem w niewolę naszego dowódcy, uczułem tyle zwątpienia i tyle rozpaczy w sercu, że nie mogłem już pozostać dłużej w obozie.
Dla mnie z tą chwilą wszystko się już skończyło — potrzebowałem wyrwać się czemprędzej z pod nacisku tylu okropnych wrażeń.
Smutny to był zaiste powrót do domowej zagrody. Przykre rozczarowanie, ciężki żal do Boga i ludzi, jakiś wstyd przed samym sobą towarzyszyły mi w tej ostatniej niebezpiecznej wę-