Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Postawiono ideał wielki, święty i wierzono w jego urzeczywistnienie, kto nie wierzył, ten udawał, że wierzy lub milczał.
Patrjotyzm stał się modą, popisem, koniecznością towarzyską. Nawet salony zaczęły naginać się pod jarzmo tej egzaltacji d’une haute nouveauté. Wszechwładny duch czasu pędził w płomienie i krew upojoną bohaterskiemi marzeniami rzeszę, porywając zarazem ze sobą bezwiedną masę panurgowych owiec.
U nas w Galicji, zdala od płomienistego ogniska, zapatrywano się na tę rzecz statecznej i rozważniej. Nie mogliśmy z zaufaniem zapatrywać się na ten ruch, wyszły z łona zapaleńców, po którym spodziewać się było można, iż wiele ofiar od nas wymagać będzie.
Nie brakło wprawdzie i tu na gorących patrjotach, którzy gorącemi słowami dawali moralne poparcie wielkiej idei odrodzenia, większość przecież w racjonalnem zamknięta milczeniu, wyczekiwała okoliczności, żeby stosownie do nich, bądź to wziąć udział w ruchu, bądź to stanowczo go potępić.
Na czele patrjotów stał bez zaprzeczenia dom państwa Bąbalińskich. Pan Bąbaliński na podstawie demokratyczno-narodowych zasad nie wahał się ani chwili dać swoją aprobatę kipiącej Warszawie i wypowiedzieć śmiertelną wojnę rosyjskiemu imperium; pani jak dobra Polka rozczulała się bezustannie nad dolą męczeńskiego narodu