Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pułkownik wojsk hiszpańskich, w którym po minie zaraz można było poznać wojskowego.
Postaci ponurej i surowej, ale nie rubasznej, wyglądał z twarzy na zaciętego i nieugiętego człowieka, ale zarazem przyzwoitego i honorowego. Imponowała mi ta jego fizjognomia ogorzała i marsowa, jego wzrok ponury i czarne faworyty.
Wypełnił z godnością swoje zlecenie, a ja odesłałem go na dalszą rozmowę do Kuryszkina.
W godzinę potem przyszedł Kuryszkin zdać mi sprawę z toczących się układów.
Od niego dowiedziałem się, że Santa Florez został obznajomionym ze zniewagą pana Bąbalińskiego (nie mogłem pomiarkować, czy w całej doniosłości) i że poszukuje nietylko osobistej obrazy, ale zarazem krzywdy honoru pana Bąbalińskiego i dlatego stawia bardzo ostre warunki.
Pojedynek na pistolety o trzy kroki; z pistoletów jeden nabity prochem i kulą, drugi tylko prochem, wybór losem przez wyciągnienie z chustki, komu się dostanie pistolet nabity kulą, ten drugiego zabije.
Kuryszkin dodał, że próżno robił uwagę nad barbarzyństwem podobnego pojedynku, bo sekundant strony przeciwnej nie chciał o niczem innem słyszeć. W końcu zapytał mnie, czy przyjmuję podobne warunki.
Przyznam się, że przykra to była alternatywa zdecydować się na taką rozprawę, z której koniecznie trzeba było wyjść zabójcą lub trupem, ale