Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ostréj Bramy, żeby mnie Matka Najświętsza całego z téj biedy wyprowadziła....
Trzeba było pójść o tém Robertowi oznajmić, lecz nim się wybrał Ernest, ujrzał go wchodzącego.
Podbiegł ku niemu i szepnął z czém stary pan przychodził, powtarzając niemal słowo w słowo.
— Ani chybi, gdyśmy szli pod figurę, ojciec musiał tam być i posłyszał o co cię prosiłem... Bądź spokojny, narażać cię nie mogę i nie będę. Listy pójdą inną drogą.
Ernest chciał uprosić — nadaremnie.
— Nie przyjmuję twojéj ofiary, bo się nie godzi — odparł. Jedź spokojny. Poradzę sobie inaczéj....
Poszeptali jeszcze trochę i rozeszli się...
Na wyjezdném major śledzić się zdawał Burakowskiego ruchy, ale nie odezwał się już więcéj. Robert się z nim pożegnał publicznie w dziedzińcu, umyślnie, aby okazać, że żadnych do powierzenia nie ma tajemnic.
— Wszystkie rzeczy pana Roberta — rzekł stary — proszę zaraz popakować i wyprawić furmankami przy dozorze. Jeżelibyś tam acindziéj pułkownika Brandysa widział, kłaniaj mu się odemnie, i powiedz, że pisać nie miałem czasu. Napiszę późniéj. Oznajm mu tylko, że Robert mnie tu potrzebny, i do Zahajów już nie wróci. Słyszysz? — nie wróci!