Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mógł tego nie czuć, ale chodził zasępiony i blady, z przymusem się uśmiechając.
Erdziwiłł, który był niezmiernie ciekawy jak się rzeczy między nimi obrócą, nadjechał dnia tego — po drodze do Żabliszek. Majora samego zastawszy w ganku, obejrzał się i napadł nań zaraz z pytaniem:
— A cóż? a syn?
— Czegożeś się ty obawiał? żebym ja własnego dziecka nie zjadł? odparł major z uśmiechem niewesołym. Wszystko dobrze.... Rozporządziłem jak było postanowiono — Burakowski jutro jedzie do Zahajów, Robert ze mną zostanie tu — no — i koniec.
— I koniec!! powtórzył Erdziwiłł. Otóż to tylko kwestya, czy to koniec, czy początek?
— Jakiś ty śmieszny! a czegoż to ma być początek? Myślisz że ja będę z dzieckiem wojnę prowadził, albo on ze mną? Robert mój wychowany poczciwie, dobry, posłuszny....
— Ale.... o babę chodzi! skrobiąc się w głowę rzekł cicho Erdziwiłł.... Gdyby szło o cokolwiek innego, anibym wątpił! Jak tylko podwika na placu.... wszystkie rachuby chybiają.
Major ręką machnął.
— Stary bałamucie — tobie tylko to na myśli!
— A tyś zapomniał, gdy byłeś młodym! rzekł Erdziwiłł.