Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oblęcki, choć tego niebezpieczeństwa nie widział, posłuszny wziął kapelusz i towarzyszył pod jakimś pozorem odchodzącemu. Na dole Jazyga musiał się zatrzymać nieco, miał zawrot głowy, robiło mu się słabo. Nie chciał się do tego przyznać. Wstyd mu było samego siebie.
— To się trafia i mnie, rzekł Oblęcki — doświadczam czasem takich zawrotów.... daj mi pan rękę — pójdziemy razem....
Robert opierał się, że natychmiast będzie mógł iść o swéj sile — poszedł w istocie, lecz Mirosław widząc, że się chwieje, nieznacznie rękę mu wziął i poszli razem....
Zbliżali się już do hotelu.... gdy Robert o ścianę oprzeć się musiał. Właśnie w téj chwili przechodzący kapitan Sroczyński poznał go i przybiegł.
— Co to mu jest? — spytał niespokojny.
— Nie wiem — rzekł malarz. Jesteśmy dawni znajomi, był łaskaw nas odwiedzić. W drodze mu się źle zrobiło....
Kapitan posłyszawszy to, natychmiast dotarł do chorego i do ściany.
— Jak się masz? co to? słabo ci? Do stu fur — syn żołnierza — chłop jak dąb.... czy z obiadu?
— Nic nie miałem w ustach prócz wody — odparł Robert — ale to nic.... zmęczenie....
— Gdzie mieszkasz? z panem Karolem?
— Nie — w hotelu....