Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

polowanie?? A! daj pokój! przyjadę pośmiać się i pogawędzić — to lepiéj. Zrobiłem się leniwym....
— Ale mnie pan odwiedzisz? powtórzył Robert.
— Niechybnie — jeżeli znowu burza jaka i kataklizm familijny, nie wygna mnie ztąd nagle. Tego się nie spodziewam....
Zapalono cygara pod drzewami; po chwilce przyłączył się do nich pułkownik. Nie był on w tak dobrym humorze jak zwykle, skłopotany nieco, zmęczony, wąsa kręcił niespokojnie.
— Pułkowniku — z dala zaczepił go Karol — zaleliśmy ci za skórę. Przyznaj się.
— A to czém?...
— Jakże? najazd taki!
— Nader miły! kłaniając się odezwał Brandys....
— Żartuj zdrów.... I jeszcze w wista ci z szambelanową i radcą grać każą.
Pułkownik zwyciężony śmiał się.
— Facetus z pana!...
— Tém życie słodzę — odparł Karol. Wiesz pułkowniku póki byłem w dobrych interesach, chodziłem jak mruk.... Gdym się zrujnował — dostałem humoru, jakiegom nigdy nie miał. Kompensata Opatrzności. Nic bezpieczniejszego niż być gołym, obawa wszelkiéj straty znika — pozycya się wyjaśnia, spokój i apetyt powracają.
Brandys śmiał się. Robert pomagał trochę, lecz oczyma rzucał ku werandzie, przez którą cień Ady