Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! będzie na to czasu! szepnął Robert.
— Właśnie czas.... odparł uparty Erdziwiłł.
Major tylko z ukosa poglądał na rozmawiających.
Przybycie sąsiada na rękę było może ojcu i synowi, gdyż obaj czuli się sam na sam, nie jak niegdyś bywało, swobodni — ale skrępowani tém co mieli w sobie. Robert obawiał się, aby nie żądano przesiedlenia się do Żabliszek.... ojciec nie wiedział jak o to zagaić sprawę, a pilno mu było.... Jeden drugiego lękał się i rad był zwlec stanowczą rozmowę. Major odkładał ją w duchu do — stalszego jakiegoś projektu, jeśliby jedna z panien upatrzonych w oko wpadła...
Erdziwiłł, będąc wtajemniczony, gotował tym czasem grunt.... i potrącał ciągle o ten przedmiot. Obaj oni uradzili byli, ażeby dla ożywienia sąsiedzkich stosunków, trochę ostygłych, objechać szlachtę przed Ś-tym Piotrem — i — choć się na imieniny nigdy prosić nie zwykło, napomknąć, że syna się spodziewa major, któregoby rad łasce współobywateli polecić.
Gruchnęła tedy wieść do koła — że major na Ś‑ty Piotr będzie w domu (zazwyczaj wyjeżdżał do miasta) i że radby był sąsiadom. Ci na to jak na lato! imieniny! wyśmienita rzecz, a jeszcze w lecie, w piękny czas, i w domu wdowca, gdzie kobiet nie ma, a po obiedzie nawet surduty pozrzu-