Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale pan ich odmalowałeś! zawołał major....
— Z tym malarzem ja sam miałem historyę — odezwał się Zarznicki. Prosi mnie pani prezesowa, która się nie zna z Pretwiczówną: „Słyszałam, że ona tam trzyma nadwornego malarza, a WPan go znasz, trzeba mi do kaplicy Matki Bozkiéj — zrób to, żeby mi wymalował.” A trzeba wiedzieć, żem się ja z tym Oblęckim poznał osobliwym sposobem. Mam u siebie stare smarowidło, nie malowidło, na desce dębowéj.... które jakiś bazgrała, niezdara, namazał przed trzystu może laty. Ma to wyobrażać niby Familię Świętą. Ja to za drzwiami trzymam, bo to stary grat, ale że po, ojcu, dziadzie, pradziadzie, że to tam do tego przylgnęło niejedno westchnienie babki, a może łza jaka przyschła — szanuję. Ktoś tedy w Ruszkowie o starym obrazie na złotém tle powiedział. Jednego ranka zjawia się nieuczesany, słowo daję, roztargniony, nie umiejący gadać pan Oblęcki, prosząc, abym ja mu obraz pokazał. A, z duszy, serca.... Wynieśli go do bawialnego pokoju.... patrzę — osłupiał, mruczy coś pod nosem, ręce składa.... w zachwycenie wpadł. A to, powiadam państwu — smarowidło nie malowidło.... Dopierom zrozumiał, jaki to znawca — ale cóż — chwali — milczę.... Musiałem obraz pozwolić do Ruszkowa.... nosili się, oglądali, byliby kupili, ale — ja takich rzeczy nie sprzedaję.... Paskudny