Przejdź do zawartości

Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo to dobrze, żeście porzucili drogi wszeteczne — zauważyłem, choć moja myśl dzieliła się między losy Widłaka a moje fatalne położenie.
Prawie godzina minęła od chwili, gdym zaczął dzwonić. Widocznie, że już tej nocy nie będę spał u siebie; chyba pójdę gdzie do znajomych albo do hotelu. Zwierzyłem się z tą myślą Widłakowi, prosząc go zarazem, aby rano o siódmej, skoro tylko zobaczy Jakuba, powiedział mu o tem zdarzeniu i gorzkie mu palnął kazanie. Sama myśl wygłoszenia oracji pobożnej wielce się spodobała Widłakowi; obiecał mi, że napewno to zrobi; poczem ruszyłem w stronę Marszałkowskiej dla wyszukania noclegu. Szliśmy jakiś czas razem a Widłak, pochylając ku mnie głowę, zaczął mi naraz mówić półszeptem.
— Chciałem się pana o jednę rzecz zapytać! Bo to pan ma pewnie znajomość z djabłem, pan jest uczony człowiek, to mi pan wytłumaczy. Mam ja proszę pana takie gorzkie myśli, że ich księdzu boję się powiedzieć. Bo dlaczego djabeł jest taki mocny, że nawet od Boga mocniejszy? Djabeł łowi dusz więcej, a Bóg mniej; piekło jest aż przepełnione, a w raju pusto. Więc jeżeli Pan Bóg o tem wie, dlaczego na ludzkie dusze tyle zsyła obłąkań? Bo jeżeli Pan Bóg wie, że ja będę grzeszył — to