Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zatrzyma, i taką mam chęć, żeby go jakąś mocą anielską — ubić na szczęt; takbym ja zbawił świat od grzechu — i od djabelstwa...
— Kiedyż to do was przychodził ten ptak?
— Przychodził do mnie nieraz, a ja go nie widziałem, aż dopiero później, kiedy się nawróciłem. Byłem ci ja — tyle jako pan — światowy człowiek. Nie mało nagrzeszyłem — Boże, bądź miłościw! aż się nawróciłem na drogę pobożności... Nieczysty byłem, jako wieprz — i żądzom zmysłowym cały oddany; dopiero, jakem raz na własne oczy tego djabłowego ptaka zobaczył; dopiero, jak on mi całe piekło pokazał — i ten ogień straszny a nie wygasły po wieki wieków — i te katownie grzeszników — nawróciłem się, dzięki Ci, o miłosierny Panie i królu niebieski! Precz szatańskie pokusy!.. Dawniej — to ja byłem — jako mówię — światowy człowiek — i służyłem za stangreta. Więc jak byłem u jednej hrabini, co teraz zarządza u Magdalenek, to tam stało się tak. Bo ta hrabinia to była bardzo elegancka pani, ale srodze grzechowi oddana. Więc ona mnie namówiła, żebym ją kochał; tak ja, panie, ją kochał — Boże mi, odpuść to wszeteczeństwo! ale niedość tego, bo to hrabina miała córkę; może 18 lat panienka, taka chuderlawa i substelna, a czarne miała oko jak ten djabelski ptak; więc ta panienka też mi się kazała kochać, to też, panie,