Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nader postępowe zasady pedagogiczne, to jednak w praktyce trzymamy się starej, poczciwej metody „lania“. Obiecujemy sobie zawsze, że to się prędzej czy później zmieni, ale tymczasowo w odpowiednich okazjach Marynia wychyla się przez okno i woła:
— Wincenty!
Natychmiast w mieszkaniu stróża powstaje ruch; i jeżeli go niema w chałupie, wówczas gruba, przysadzista jego małżonka basem powtarza na całe podwórze sopranowy okrzyk mojej żony:
— Wincenty!
Heniuś nie lubi tego okrzyku, czy to w sopranie, czy w basie. Istotnie, natychmiast prawie wychodzi z jakiejś tajemniczej kryjówki Wincenty, i po krótkiej scenie mimicznej z żoną, wyrusza do nas z rózgą w ręku.
Słychać w przedpokoju donośny dzwonek. Heniuś rozumie, co to znaczy. Niespokojnie chowa się gdzieś w kącik i zapewnia matkę, że „będzie grzeczny“. Niańka otwiera drzwi, i ogromne, rudowłose widmo stróża zjawia się w naszem mieszkaniu.
— Jestem — rzecze Wincenty — przynoszę rózgę.