Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zją przebudzona wrona, przelatywała powietrze z żałosnem krakaniem i znikała w przestrzeni.
Boks cicho stąpał za nami i tylko chwilami poszczekiwał, nieufnie patrząc w ciemności. Słychać jeno było miarowe skrzypienie naszych kroków, dalekie gdzieś szczekanie psów i z nieskończoności idący — wiekuisty psalm żalu, którym ziemia skarży się niebu. Tej nocy mało byłem skłonny do rozmowy, ale trzeba było zabić milczenie.
Od paru dni; rozzuchwalony poczuciem rosnącego bezpieczeństwa, Michał stawał się coraz brutalniejszy. Za wszystkie sceny w kantorze i fabryce pokutowała żona; za cały czas pokory i spokoju — mąż teraz mścił się na niej. Mój głuchy gniew przeciw niemu urastał do pragnienia zemsty.
Zemsta! — gdzie ja słyszałem to imię? Ale dzień dzisiejszy przerósł wszystko, a właśnie byłem nieobecny w Kaolinie, gdyż pojechałem w sąsiedztwo i dopiero pod wieczór wróciłem.
Julja miała w kantorku małą skrzynkę bukszpanową, gdzie mieściły się listy jej nieboszczki matki, która za życia prowadziła z córką nieustanną korespondencję. Chociaż była to moja macocha, wyznać muszę, że nie miała w