Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piecach oraz niektórzy gospodarze, związani różnemi interesami z fabryką.
Strażnik zapadł na nonnę.
Noce nastały teraz chłodne, lecz nie nadmiernie, zato świetlane, promieniejące tysiącami gwiazd i czystem bezchmurnem niebem. Księżyc świecił jasno, prawie że biało, w trzeciej kwadrze. Śnieg ostatniemi dniami spadł obfity i od jasnego błękitu teraźniejszych nocy był niemal błękitny i jeszcze bardziej rozbielał ich białość. Nadawał całemu krajobrazowi jakiś charakter ukojnej ciszy, którą podnosiły smętnie zawisłe na horyzoncie kontury siniejących w oddali gór Karpackich.
Ponieważ dni mijały za dniami, a wroga jakoś nie było widać, dochodziliśmy zwolna do pewnej równowagi ducha — i, ściśle biorąc, te rycerskie czuwania po nocach zmieniły się w promenady, stosunkowo przyjemne, choć nieco spóźnione. Kończyło się to zwykle między piątą a szóstą rano.
Pięć osób co noc wychodziło na tę dobrowolną służbę; ponieważ droga z Kaolina idzie w trzy strony: ku stacji Gliniczom, ku miasteczku powiatowemu Podwiłakowi oraz ku wsi kościelnej Doczerpom, — zatem na każdej linji ustawialiśmy czaty. Doczerpy wydawały się nam