Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochanka nieinaczejby się zachowała. Może też ów zapaszek melodramatu, który się krył w tej sprawie, oddziaływał na nią...
Co do mnie, to wyznaję, że list ten osobliwie dał mi wrażenie. Odczytałem go spokojnie, nawet z pewną sympatją. Pół bezwiednie myślałem sobie:
— Kto wie, czy to nie byłoby najlepsze?
Nie powiedziałem tego oczywiście głośno, ale starałem się przeniknąć niedopowiedziane myśli Julji. Umiałem czytać w jej oczach; pod spłowiałą powłoką szafiru jej spojrzeń, odgadłem pewną szczególną formę jej zadowolenia. Oto pyszny i butny jej małżonek, od czasu tego listu znacznie spokorniał. Może w głębi serca bał się tego człowieka, co list napisał, choć nie chciał po sobie strachu pokazać. On to pod telegramem podpisał imię Julji, gdyż sam nie lubił zwracać się do mnie.
W każdym razie niepodpisany pan Zemsta sprawił, że Julja spokojniej patrzyła na męża.
Po południu zjawił się władca i pan tych pięciu pokoi, oraz całej ludności, w nich zamieszkałej. Był w lisiurce i długich butach, a na ramieniu nosił dubeltówkę, jakby miał iść na polowanie; wielki, do niedźwiedzia podob-