Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne i zapomniane. Patrzyłem w te płomienne niegdyś błękity jej źrenic; nieco przybladły, jakby spłowiały; krążyły dokoła, niby szukając beznadziejnie osi swego ducha, oczy te, niegdyś w jeden blask żywej stali skoncentrowane.
Było w nich przerażenie i zniechęcenie; słabość ducha, który nikomu nie mocen uczynić krzywdy. Była to istota niezdolna nikomu powiedzieć złego słówka i dlatego bezbronna i zgnębiona przez życie.
Zawołała bonę i usunęła dzieci z pokoju. Czekałem tej chwili niecierpliwie, gdyż mi szło przedewszystkiem o dowiedzenie się, co znaczy cała ta historja. Jak się ma „tamten“ i czy jest w domu? — Poszedł do fabryki, gdyż zawsze tam jakaś robota, korespondencja lub rozmowa się znajdzie.
— Bardzo ci dziękuję — zaczęła Julja, głuchym, prawie bezdźwięcznym głosem, który dopiero stopniowo się ożywiał, wpadając w melodyjne contralto. — Bardzo ci dziękuję, żeś przyjechał. Jesteśmy nader niespokojni. Ani się domyślasz, jakie tu życie teraz na prowincji. Nieustanne rozboje i napaści. Michałowi grożą bezimiennie... Czy ty wiesz, że Bar, dyrektor fabryki Czempin, został zabity? a kasjera z Wigla zraniono i ograbiono?