Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oka ziemskiego. Oko waszego ducha leży na wielkim kole nieskończoności, ale widzi tylko jeden stopień, raczej jedną jego minutę, jedną sekundę, a tych stopni jest — mówiąc po ziemsku — trzysta sześćdziesiąt. Teraz oblicz, ile minut, ile sekund. Otóż twoje oko przesunęło się o kilka stopni i zobaczyłeś świat nieco inaczej, niż on ci się zwykle przedstawia; ale w istocie swojej jest on jeszcze innym, niż go widzisz teraz, i my wyglądamy jeszcze inaczej, niż ci się teraz przedstawiamy, ale nie mógłbyś nas w tej istotnej formie zobaczyć. Rozumiesz?
Oczywiście, rozumiałem tę melodję doskonale i nie wiem, dla czegom dotychczas nie odgadł tak prostej rzeczy. Minął czas nieokreślony, gdy naraz zauważyłem jakby zmianę dokoła. Przejrzyste powietrze zwolna się zaczęło rozwiewać; świetlna, złoto-fijoletowa mgła osnuła pokój, dźwięki fortepianu przygłuchły, jakby się oddalały coraz bardziej; szary półmrok otoczył wszystko, a postacie mojej matki i Marji przybrały charakter półcielesny, stały się naraz niby srebrno-błękitne, niby przezroczyste. Jeszcze widziałem ich oczy, a potym znikły zupełnie; pokój się rozszerzył w bezmiar, coraz bardziej popielaty, szary, czarny i zupełna ciemność mnie otoczyła. Początkowo rozmyślałem nad tym nowym zagadnieniem, a potym zapadłem w całkowitą nieświadomość. Ile czasu tak upłynęło — nie wiem, gdy naraz jakiś głos, owadzi raczej niż ludzki, szepnął mi w samo ucho:
— Zastanów się. Co robisz?
Głos ten mnie przebudził, otworzyłem oczy,