Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wyścigi, śpieszą do kuchni, aby tworząc queue, jak w kasie teatralnej, znaleźć się możliwie najbliżej Waśki.
Cela nasza (Nr. 15) znajdowała się prawie tuż obok kuchni; znalazłem się też (byłem dziś dyżurny) jednym z pierwszych w szeregu.
W kuchni był wielki komin o trzech olbrzymich kotłach: w jednym gotowano zupę (i mięso), w drugim kaszę, w trzecim wodę.
Waśka z nader uroczystą miną, dzierżąc potężnej miary łyżkę cynową w ręku — rozlewał zupę w baki. Już przy wejściu do kuchni uderzał cię dziś upajający zapach; nozdrza twoje doznawały rozkoszy niewymownej, a był to aromat grochowej zupy, którą mieliśmy dziś otrzymać. Biało-błękitna para buchała z kotła — i, wchodząc, byłeś gotów sądzić, że to kuchnia Wulkana, którego zastąpiła na chwilę jego wierna i urocza małżonka, Wenusa, jak mówił jeden z naszych towarzyszów.
Kiedy powróciłem do celi z bakami — i gdy zupę rozlaliśmy w miseczki, rynki, talerze — gdy ją powąchano, gdy jej posmakowano — niesłychany entuzjazm zapanował śród biesiadników.
— Co za zupa! Co za grochówka!
— Daj nam, o Panie Boże miłosierny, codziennie taką zupę!
— Książę bułgarski w dniu, kiedy został królem, nie jadł takiej zupy!
— Ani Paillardani Marguéry nic podobnego nie zrobią — mówił jakiś bywalec paryski, a Stern śpiewał podług starej operetki: