Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podszedł do drzwi, potrząsnął je z początku ostrożnie ręką, potem wyciągnął z kieszeni jakiś malutki błyszczący instrument, zrobił nim, nachyliwszy się nad zamkiem, kilka prawie niedostrzegalnych ruchów, i naraz, wyprostowawszy się, roztworzył drzwi szybko i bez szmeru. Przewodniczący patrzał na niego z zegarkiem w ręku: cała sprawa, zajęła nie więcej niż dziesięć sekund.
— Dziękuję panu, Sysoj Wieliki, — rzekł uprzejmie gentelman w piaskowym garniturze: może pan iść na miejsce.
Lecz przewodniczący rzekł z pewnym niepokojem:
— Przepraszam. Wszystko to interesujące i bardzo pouczające, lecz... powiedz pan, czy należy do profesji pańskiego poważanego kolegi również sztuka zamykania drzwi?
— Ah, mille pardon! — spiesznie ukłonił się gentelman: Zapomniałm o tem. Sysoj Wielikij, bądź pan tak dobry...
Drzwi były również zręcznie i bez szmeru zamknięte. Poważany kolega, kołysząc się i uśmiechając, powrócił do swoich przyjaciół.
— Teraz będę mieć zaszczyt pokazać panom sztukę jednego z naszych kolegów, operującego w dziale kradzieży kieszonkowych w teatrach i na dworcach, — ciągnął mówca: jest jeszcze nadzwyczajnie młody, lecz, z tej jego subtelnej roboty, możecie panowie, do pewnego stopnia sądzić o tem, co z niego wyjdzie w następstwie przy pewnej pilności Jasza!