Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płonęło samotne żółte elektryczne światło i natychmiast na całym parostatku zapłonęły lampki. Szklanna budka nad salonem I klasy i palarnia ciepło i przytulnie zabłyszczały światłem. Na pokładzie odrazu zrobiło się jakby chłodniej. Silny wiatr wiał z tej strony, gdzie siedziała Helena, drobne słone krople od czasu do czasu dolatały do jej twarzy, i dotykały ust, lecz nie chciało się jej wstawać.
Męczące, długie, przeciągłe uczucie jakiegoś wstrętnego łaskotania powstawało w jej piersi i brzuchu, i od niego chłód ogarniał czoło i w ustach zbierała się rzadka szczypiąca ślina. Pokład powoli-powoli podnosił się przednim końcem ku górze, zatrzymywał się przez chwilę w wahającej się równowadze i naraz drgnąwszy, zaczynał spadać w dół coraz szybciej i szybciej, i oto, zupełnie jakby klasnąwszy o wodę, szedł znów do góry. Zdawało się, oddychał: — to nadymając się, to spadając i w zależności od tych ruchów Helena uczuwała, jak ciało jej to stawało się ciężkiem i przytulało się do ławki, to zaraz: w ślad potem zyskiwało niezwykłą, wstrętną lekkość i chwiejność. I te następujące po sobie zmiany były najboleśniejsze ze wszystkiego, co Helenie zdarzało się uczuwać w życiu.
Miasto i brzeg już dawno znikły z oczu. Oko swobodnie, nie napotykając przeszkód, ogarniało linję horyzontu, zamykającą niebo i morze. W oddali biegły nierównemi szeregami białe fale, a w dole, przy parostatku, woda kołysała się w tył i naprzód długiemi ślizgającemi się wirami, i, wznosząc się do