Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i często w myślach swych i poczynaniach znajdowała w sobie wiele z nią wspólnego; zdawało się jej nieraz, że dojrzewają w niej utajone siły, które objawiają się w stosownej chwili, wyznaczonej losem do jakichś wielkich celów. Ogarniała ją żądza ofiary, poświęceń, pragnęła porwać się do jakiegoś wielkiego bohaterskiego czynu, oddać radośnie młode swe życie w imię czegoś nieznanego a pięknego.
Często Zena spędzała całe noce, wpatrując się w którą z wielkich jasnych gwiazd, a w głowie przesuwały się tak fantastyczne marzenia, że sama nie umiałaby z nich zdać sobie sprawy. Po takiej nocy chodziła blada, wyczerpana, koleżankom mówiła, że ją boli głowa, bo ze swoich tajemnych rojeń nie zwierzała się nikomu. Wogóle nigdy nie była chętna do zwierzeń, ale każdy, kto zwrócił na nią uwagę, musiał mimowoli dostrzec, że istnieje w niej własny świat wewnętrzny i mógł być pewny, że do tej świątyni nikogo Zena nie wpuści.
Leżała więc teraz długo, pogrążona w zwykłych swych niejasnych marzeniach, a w tem zamyśleniu uśmiech nie znikał z jej ust. Myślała, ile Ałarin musiał znieść przykrości z powodu swego ojca, zapewne niemoralnego, zepsutego człowieka. Obawia się drwin. Czyż można z tego drwić? Przecież to to samo, co drwić z człowieka, pozbawionego nogi, lub kalekę od urodzenia. O ile mogła wywnioskować z niektórych słów, Ałarin musi czuć niechęć do ludzi, widocznie nie spotkał nigdy kochającej, tkliwej duszy, któraby potrafiła pojąć go i ocenić... zmusić do za-