Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tapetach, z wąskiem dziewiczem łóżkiem (bo małżonkowie mieli oddzielne sypialnie), zapaliła przed lustrem dwie świece i zaczęła rozbierać się. Powoli, leniwie zdjęła suknię, gorset i wyjąwszy z włosów szpilki, szybkim ruchem ręki rozpuściła na ramiona i plecy gęste ciemne fale.
Przycisnąwszy silnie dłonie do piersi, odrzuciła w tył głowę, przymrużyła oczy i długo spoglądała na odbitą w zwierciadle, napół obnażoną swoją postać. Dziwne rozżalenie ścisnęło po raz pierwszy serce. Za lat cztery, a najwyżej za pięć zwiędnie to sprężyste różowe ciało, starość na twarzy wyrzeźbi zmarszczki, ponsowe wargi zbledną...
Czyż kochała kiedy, choćby przez godzinę tylko, tą grzeszną miłością, do której tak namiętnie wabił ją Rżewski? Czy znała rozkosz oddania siebie pod słodką pieszczotą? Nie. Rzadkie chwile fizycznego zbliżenia z mężem wspominała z chłodnym wstrętem. Zgadzała się, spełniając ciężki obowiązek, a i on bywał potem jakiś zawstydzony, uciekał szybko, prosząc o przebaczenie, jakby domyślał się, czego żona jego doświadczać musiała w takich chwilach.
— Marnuje się młodość... piękność się marnuje — szeptała z goryczą pani Barbara, patrząc na swe odbice zamglonemi smutkiem oczyma. — Dlaczego? po co?...
Nagle uczuła wielki wstyd.
— Czyżbym naprawdę była taka podła, bezwsty-