Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie o to pytam! — zawołał gniewnie Kaszpie-row. błysnąwszy oczyma. — Pytam się, do djabła, czy będzie żyła!
Doktora obraził ten ton, ale zląkł się trochę.
— Mogę postawić tylko djagnozę i zastosować pewne środki — odrzekł chłodno z chmurną twarzą — nie stawiam jednak żadnej prognozy... zwłaszcza w takiej chorobie jak zapalenie mózgu. Żegnam pana.

XV.

Na jednej z kolei północnych w wagonie trzeciej klasy jechał Ałarin. Nie był już to ten urodziwy młodzieniec, o szczerej twarzy i ujmującym śmiechu. Policzki mu zapadły, pożółkły od trosk i bezsennych nocy, we włosach wiły się srebrne nici. Wsiadłszy do, wagonu, wcisnął się w kąt, nie odpowiadając prawie na pytania chętnego do rozmowy tłustego popa w zielonej sutannie. Wreszcie pop znużył się i „czując skłonność do snu", podał Ałarinowi gazetę, którą, nie czytając, trzymał cały czas w ręku. Ałarin wziął i machinalnie zaczął przebiegać szpalty oczyma. Wzrok padł na notatkę: „Co piszą z prowincji?“
Wypuścił nagle z ręki gazetę z okrzykiem zdumienia i przerażenia. Była to korespondencja z tego przeklętego miasta.