Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wypowiedziała to pytanie, jakby chwytając się ostatniej nadziei. Liczyła, że to nowe uczucie, jakie wzbudził w niej nieznany, jakby obcy jej Ałarin, było tylko omyłką z jej strony.
— Może to była tylko wielka radość — bezwiedna i nieopanowana — myślała, oczekując niecierpliwie odpowiedzi.
Ałarin otworzył szeroko oczy. Zupełnie poważnie pomyślał, że dziewczyna ma początki obłąkania.
— A to po co? Pieniądze naturalnie oddam, ale przecież nikt nie wie, że wczoraj przegrałem rządowe pieniądze... Po cóż mam psuć sobie opinję?
— Opinję? — powtórzyła z gorzką ironją Zena ledwo dosłyszalnym głosem i obrzuciwszy Ałarina wzgardliwem spojrzeniem, odwróciła się i chwiejąc się, wyszła.
— Dokąd pani idzie, panno Zeneido? — zaniepokoił się zdumiony Ałarin. — Niech pani zaczeka, poszukam dorożki..
— Dość! — zawołała żywo Zena. — Pan taki sam jak wszyscy... Brzydzę się panem... Dość!
Ałarin stał jak wryty, słuchając tylko odgłosu oddalających się kroków, drobnych, nierównych kroków.

XIV.

Żadnej dorożki, ani jednego przechodnia nie widać było na opustoszałej ulicy; Ostry, przenikliwy do