Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rając koreczkiem resztki olejku z brzeżka szklaneczki i uśmiechając się chytrze:
— Smagła dziewczyno, piękna dziewczyno! Kiedy dziś luby twój pocałuje cię między piersi i powie: „Jakże ślicznie pachnie twe ciało, oblubienico moja!“ — wspomnij wtedy o mnie! Pamiętaj, żem ci dołał trzy krople więcej!...
I oto, kiedy przyszła noc i księżyc wzbił się ponad Siloam, mieszając niebieskawą biel jego domów z ciemnym lazurem cieni i matową zielenią drzew, wstała Sulamit ze swego marnego posłania z szerści koziej i wsłuchała się. Cisza zaległa dom. Siostra jej oddychała równomiernie, leżąc od ściany, na podłodze. Tylko zzewnątrz, w przydrożnych krzakach namiętnie i zaciekle darły się cykady, od czego krew jej poczęła szumieć w uszach; krata okienka, odbita księżycową pozłotą, wyraźnie zarysowywała się na podłodze.
Drżąc z niepokoju, szczęścia i oczekiwania, rozwiązała Sulamit swe szaty, opuściła je na dół do stóp swych i przeszedłszy przez nie, stanęła naga. Wśród komnaty, twarzą do okna, zalana światłem księżyca przez kratę okienka. Nalała gęstej, przewonnej myrry na swe ramiona, na piersi