Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ukryjmy się za skałami i przyrządźmy sidła!
Nacięli grubych prętów różanecznika, rosnącego pomiędzy kamieniami, porobili widełki. Wetknąwszy w ziemię cztery takie pręty, Mongoł rozwiesił na nich swoje pętle i objaśnił:
— Gdy dżegetaje wejdą do jeziorka, rozstawię te pętle wzdłuż wyjścia, pomiędzy skałami, leżącemi na drodze... Zaplączą się w nich konie...
— Cóż z tego, że się zaplączą?! — zawołał niecierpliwy Romek. — Zaplączą się i razem z pętlami umkną!
Czultun zaczął się śmiać.
— Myśl twoja szybka, jak dżegetaj — rzekł, mrużąc oczy. — Do końca każdego rzemyka przywiążę ciężki kamień, nuchur!
Romek kiwnął głową, bo zrozumiał plan Czachara.
W godzinę potem wszystkie pętle stały gotowe. Można było założyć je w każdej chwili. Nie rozpalając ogniska, zaczaili się w głębokich dołach pomiędzy skałami, zapatrzeni w daleki widnokrąg.
Serca chłopców biły mocno, a Romek drżał nawet z niecierpliwości i wzruszenia.
Nareszcie od północy, zdaleka jeszcze, podniosły się słupy i obłoki piasku.