Przejdź do zawartości

Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypisywałaby śmierć baroneta klątwie, ciążącej na rodzinie — co nastąpiłoby niewątpliwie — zdołałby nakłonić żonę do pogodzenia się z faktem dokonanym i zamilczenia o wszystkiem.
Zdaje mi się, że co do tego przerachował się w każdym razie i że nawet bez naszego wmieszania się, los jego był postanowiony. Kobieta z krwią hiszpańską w żyłach nie przebacza tak łatwo podobnej zniewagi.
A teraz, mój drogi, nie mógłbym opowiedzieć ci więcej szczegółów tej ciekawej sprawy bez uciekania się do pomocy swoich notatek. Myślę jednak, że żadnego główniejszego zajścia nie pominąłem.
— Chyba jednak Stapleton nie spodziewał się, że sir Henryk padnie trupem, jak stryj, ze strachu na widok tego piekielnego psa?
— Zwierzę było dzikie i zgłodniałe. Jeśli sam widok psa nie przyprawiłby ofiary o zgon ze strachu, to byłby niezawodnie uniemożliwił wszelki opór.
— Niewątpliwie. Pozostaje jednak jeszcze jedna trudność. Gdyby Stapleton został spadkobiercą tego majątku, w jaki sposób wytłómaczyłby fakt, że mieszkał tak długo pod zmienionem nazwiskiem w najbliższem sąsiedztwie posiadłości Baskerville’ów? W jaki sposób mógłby zgłosić swoje prawa do tego majątku, nie budząc podejrzeń?
— Byłaby to istotnie sprawa bardzo trudna; żądasz doprawdy zawiele odemnie, chcąc, żebym ci rozwiązał to zagadnienie. Przeszłość i teraźniejszość wchodzi w zakres moich badań, ale powiedzieć, co człowiek może uczynić w przy-