Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie. Zużytkowawszy go do wprowadzenia psa na trop baroneta, Stapleton trzymał but jeszcze w ręku, gdy przekonał się, że wszystko stracone. Uciekł zatem i tutaj but cisnął. Wiemy przynajmniej, że dotąd doszedł bezpiecznie.
Więcej wszakże nie było nam dane wykryć. Jak zresztą odnaleźć ślady kroków na trzęsawisku, skoro powierzchnia błota ruchomego zlewała się znów niezwłocznie po przejściu człowieka?
Gdy nareszcie dotarliśmy do stałego gruntu, tworzącego rodzaj wyspy za trzęsawiskiem, rozpoczęliśmy na nowo usilne poszukiwanie, ale — daremnie. Oczy nasze nie spotkały nigdzie śladu najlżejszego. Jeśli ziemia nie kłamała, Stapleton nie zdołał dojść do tego schronienia na wyspie, ku któremu dążył, walcząc z falą mgły. Ten człowiek zimny i okrutny leży gdzieś w głębi wielkiego trzęsawiska Grimpeńskiego, przytłoczony cuchnącem błotem, które go wchłonęło.
Na okolonej bagnem wyspie, gdzie ukrył swego dzikiego sprzymierzeńca, odnaleźliśmy liczne ślady jego pobytu. Wielkie stare koło i wózek, nawpół napełniony gruzami, wskazywały położenie opuszczonej kopalni. Obok istniały jeszcze szczątki chat górników, wypędzonych stąd niewątpliwie trującemi wyziewami z okalającego bagniska.
W jednej z tych chat przytwierdzony do haka łańcuch, a nadto stos kości ogryzionych świadczył, że służyła zwierzęciu za kryjówkę. Na kościach dostrzegliśmy szkielet, z kępką ciemnej sierści na łbie.