Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządziłem wszystko tak, że mi je przysyłano tu, z jedniodniowem tylko opóźnieniem. Muszę ci szczerze powinszować gorliwości i inteligencji, jaką wykazałeś w tak niezwykle zawikłanej sprawie.
Ta gorąca pochwała Holmesa złagodziła urazę, jaką miałem do niego za to całe podejście, i zagłuszyła mój gniew. Czułem także w głębi duszy, że miał słuszność i że istotnie lepiej się stało dla naszej sprawy, iż nie wiedziałem o jego obecności na moczarach.
— O, tak, to mi się podobasz! — rzekł, widząc, że twarz moja się rozchmurza. — A teraz opowiedz mi wynik odwiedzin u pani Laury Lyons... Nietrudno mi było odgadnąć, że pojechałeś do niej, bo wiem już, iż ona jest jedyną osobą w Coombe Tracey, która może nam się przydać. Gdybyś ty nie był pojechał do niej dziś, prawdopodobnie ja byłbym pojechał jutro.
Słońce zaszło już zupełnie i ciemność zaległa na moczarach. Powietrze ochłodziło się znacznie — schroniliśmy się tedy do pieczary i tu, siedząc śród zmroku, opowiedziałem Holmesowi rozmowę z panią Lyons. Słuchał jej z takiem zajęciem, że musiałem niektóre szczegóły powtarzać dwukrotnie.
— Wszystko to jest bardzo ważne — rzekł, gdy skończyłem. — Wypełnia bowiem niezrozumiałą dla mnie dotąd lukę w tej niesłychanie zawiłej sprawie. Wiesz może, iż ową panią łączą ze Stapletonem bardzo zażyłe stosunki.
— Nie wiedziałem, że znają się tak blisko.
— O, bardzo... Widują się, pisują do siebie, słowem, porozumienie między nimi jaknajlepsze.