Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tam do licha! to gratka nielada, warto się o nią pokusić, nie przebierając w środkach. Jeszcze jedno pytanie, doktorze. W razie, gdyby naszemu młodemu przyjacielowi stało się co złego... proszę mi wybaczyć, sir Henryku, to niemiłe przypuszczenie... kto odziedziczyłby majątek?
— Ponieważ Roger Baskerville, młodszy brat sir Karola, umarł kawalerem, przeto spadkobiercami zostaliby Desmondowie, dalecy krewni. Jakób Desmond to człowiek w podeszłym wieku, kapłan w Westmorelandzie.
— Dziękuję bardzo. Są to szczegóły niezmiernie ważne. Czy doktór zna pana Jakóba Desmonda?
— Widziałem go raz u sir Karola. Całem zachowaniem się budzi najwyższy szacunek, a życie prowadzi przykładne. Pamiętam, że oparł się naleganiom sir Karola, który chciał koniecznie zmusić go do przyjęcia znacznej darowizny.
— I ten człowiek skromnych upodobań zostałby spadkobiercą krociowej fortuny sir Karola?
— Tak jest, odziedziczyłby posiadłość ziemską, według ustanowionego w rodzinie porządku spadkowego; odziedziczyłby i gotówkę, o ile obecny dziedzic, który oczywiście ma w tym względzie najzupełniejszą swobodę, nie rozporządziłby nią inaczej.
— A, sir Henryku, czy spisał pan testament?
— Nie, panie Holmes. Nie miałem jeszcze czasu; wczoraj dopiero dowiedziałem się, jak rzeczy stoją. Ale, w każdym razie gotówka do-