Strona:Żywe kamienie.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chmurzy się na chwilę usteczkami. Lecz oto nagle przerwie to zachmurzenie śmiechu pustotą: — jakby ptak z świegotem furknął nagle ku górze. Rycerz, i przed damami milczący, wejrzał znów na sklepienie i szukał pod gwiazdami tego śmiechu skowronka.
Za chwilę siedział przy pani, gdy pazik na miękkich nóżkach biegł szparko w drugi koniec izby i nurzał się w skrzyni, dobywając szachów, by je między państwem na kobiercu ławy rozłożyć i klęcząc ustawiać kamienie. Tak nakazała królowa, by w obec dam swoich dać milczeniu niemownego rycerza pozór grzeczny. A sama rozpina powoli opaskę czółka na podbródku, jak to czynią niewiasty, gdy chcą dać ustom folgę do całowania. I wyczekawszy chwilę, gdy jej panie zapatrzyły się gdzieindziej, chwyci rycerza oburącz za głowę, pochyli ją sobie nad szachami i przylgnie mu do ust w długiem całowaniu bez oddechu.
„Nieraz, nieraz czyniłamć to już w myślach swych, tak smutnych od roku!... Odtąd twoją jestem duszą i ciałem i napełniam tem radością myśli me wszystkie“.
Targnął się ku niej ramion oplotem i rozsypał bierki szachowe. Przybiegły paziki cichutkie i jęły u nóg państwa spłoszonych zbierać kamienie jak te ptaki proso. W drugim kącie komory zachrząkały surowo obie panie świty: dworska dama Ypokryzia i stara panna Immaculata.
Żarliwie zagadywał tych pań cnotę książę wymowny.