Strona:Żywe kamienie.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byś wtedy im przekładał: „Żaki, Judasz-że to: Pana Boga przedał!“ — „Niemoże-ż to być — odpowiedzą, — by człowiek o tak pięknej wymowie...“ — Z czasem, gdy doń ostygną, raczą przyznać niedbale: Pewnie tak było, jak powiadałeś. Ale przedał, czy nie przedał, to ich, żaków, teraz już nic nie obchodzi. Gdzie te czasy! gdzie te kalwarje! Życie naprzód pędzi. A żakom pilno w życiu.
Najtrudniejsza to na świecie sprawa i nielada pasterza rzecz pasać trzody takie. Niestatek szukania ważniejszy im zawsze będzie nad wszystko, co się statkiem zdobyć daje. Ów kur świtów wszystkich, — młodość, — ma jednak osobliwy zmysł przeczuć duchowych, acz pogrążony w niewiedzy i zamętach życia stadnego.
Więc mimo wszystko czuł przeor słabość do żaków. Oto raz po raz kładzie rękę na jedną z tych głów rozgadanych, jakgdyby rzec chciał: „Ucisz-że się w sobie, sięgnij w przeczuć twych milczenie!“ — A gdy nie przestawali się uskarżać nad stratą goliarda, przerwał im wreszcie:
„Nie przystoi młodości być płaczką nad grobami; osobliwie, że w każdej żałobie nawet waszej będzie zawsze więcej wnętrznego swaru, niźli łez. Zaś te utyski wasze, że właśnie temi dniami tylu z was skończyło z przyczyn wszelakich...? Nie baczą na to nigdy ludzie, acz przytrafia się to, że nie wedle ciał starości śmierć kosi, lecz wedle ducha, który już się postarzał. Może u Muz minęło właśnie jakoweś lat 30: przeżyło się jedno pokolenie