Strona:Żywe kamienie.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wziąłeś na się w pocałunku warg jego... Terazże ci to, mnichu, dopiero za głowę się chwytać i ciemię rękoma jak od razów przysłaniać!.. Gdzie pokuta obiecana?!.. Więc po grzech pana Lancelota samego, w twojem sercu dziś żywy, zgłaszam się tu. Pojąłeś?.. Najskrzętniejsza to dziś robota nasza, — szatanów, — zbierać żonglerowych powieści żniwo po sercach ludzi osiadłych.“
„O czemuż raczej z wagantami na kres świata nie uciekłem?!“
„Do kobiety, czy od kobiety precz, — gdy z myślą o niej, — jedna to droga!.. Wiesz wszak, frate: opuścił i święty Aleksy umiłowaną żonę, dla duszy swej, żądnej zbawienia. Aliści, po siedemnastu latach tęskliwej męki, żebrakiem zwlókł się pod jej progi, aby się lica napatrzeć. I umrzeć pod jej drzwiami. By po nierychłej śmierci swej małżonki, w trumnie nawet ustąpić się lubej, jak w łożu, — i zatulić zbielałemi kośćmi ramion.“
Wyrzuci mnich ku niemu dłonie obie:
„Przekleństwo słowu twemu! Niebieską to już wonczas miłością święty Aleksy...“
I usłyszy on śmiech piekieł, o którym powiadają pokutnicy, że jest jak rozdarcie żagla, jak starganie łańcucha kotwicy i strzaskanie steru. Fala wspomnień świeckich porywa lichą łupinę łodzi naszej i niesie na falach marzeń w okrutny zamęt światowego zgiełku.
„Nie umkniesz się mnichu woli orlicy. Posłuchaj, jak skwirem tęsknoty odzywa się z zamkowej