Strona:Żywe kamienie.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dam, że przed biskupi mi sąd należysz!... Toż widzę: choć kudły jak u barana, przecie ślad tonsury wciąż jeszcze innym wicherkiem na czubie się znaczy. Bo i skąd, pytam, ta łacina: to o Dianach i Panach uczone wiedzenie?... Wykarmiaż bo kościół słodkiem mlekiem nauki i żmiiska takie! — Owoż i kościelnego dzwonu pogańskie echo: ty i bractwo twoje: żonglery i murarze, goliardy i lekarze: cały ten wasz ordo vagorum!... Jam w prawie kazać ci tu łeb do trzeciej skóry zgolić, by i ten wicherkowy ślad tonsury z czuba zdjąć. A potem idź mi na swe drogi piekielne! Jak strąconym aniołom w niebo, tak wam w chóry społeczności człeczej już nie wrócić!“
Na zajęczych skokach śmigał w ulice śpiewak, ledwie gęśle ze smyczkiem, a i ten grosik z pod stopy unosząc. Czapę z groszem uzbieranym na ławie zostawił: milsze mu snać były własne kudły na głowie nieosromionej, niźli futro czapy. Słyszało z daleka czujne ucho muzyka, jak jego grosze sypią się w skarbonkę kościelną. I żegnał się rybałt w myślach z nadzieją dumniejszego stroju nad to giezło dziergane i postronek za pas cały.
Długo grzmiał jeszcze kanonik na ludzi za grzech wspierania wagantów. A dziewczęta, słuchając duchownej nauki, zerkały wciąż, jak tam w dali pod zwiewnem giezłem śmigają w pędzie włochate łydy igrca; rzekłbyś: on sam, Panek spłoszony pluska kopytem po kałużach ulicy.