Strona:Żywe kamienie.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czów swoich. Tymczasem stroi gęśle i układa w myślach pieśń, jaką dziś ludziom zaśpiewa. Czapę opodal na ławie położył, by sama żebrała. A gdy ludzie zabłąkiwać się tu jęli i coś nie coś padało w czapę, on, nie odejmując gęśli od ucha i nie pozierając nawet, kłaniał się jeno w tamtą stronę. Nie chybił uchem brzęknięcia szczodrobliwszego datku; wówczas dorzucał do ukłonu:
„Niech wam stokrotnie wynagrodzi święty Julian, patron ludzi wędrownych!“
Dopiero gdy gwar większej już gromady rozbrzęczał się koło niego, wejrzał na słuchaczy swoich. Jedno mu się tylko nie spodobało bardzo: iż baby co starsze wypchały się, jak zazwyczaj, na przodek, a zaś młódki owo jak daleko ustawiły się skromnie. Więc aż westchnął mimowoli, tuląc szyję do gęśli. Gdy w tejże chwili usłyszał snadź jakąś przymówkę do się w gwarze publiki, bo nagle odwarknie się na boki:
„A wy, pani złośliwa, (nie piękna wcale!), sięgnęlibyście raczej skąpą ręką do mieszka, niźli szydzić, że rybałt, długą tęskliwość gościńców w miasto wniósłszy, rozbiegał się oczyma po urodach młodszych niż wasza... Bez nich i pieśni pono nie byłoby na świecie wcale. Komuż bo śpiewać? — groszom w czapie?“
Potoczy się ku niemu grosik od strony dziewcząt; zwinną stopą przypluśnie go i, nie podejmując tymczasem, ustawi się na nim przezornie. „Zaśpiewam wam Echo, — jak się ułożyło“, tłómaczy