Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Do przyjaciela-poety.


„Różnemi stery i na różne drogi
Pchnąć mamy łodzie smutnego żywota...“
Nie dla mnie płoną złotych gwiazd rozłogi,
Nie dla mnie zorza zapala się złota;
Nie dla mnie światów nadniebnych pożogi
I za światami, co giną, tęsknota.
Ja, mały atom na najmniejszym z światów,
Mam dosyć bólu, dosyć łez, dramatów.

I ty się nie śmiej, że żądam tak mało,
Błyskawicowych nie pragnę podróży,
Bo mnie się z serca dużo krwi ulało,
Krwi, co w twem łonie wre, szarpie się, burzy.
Mnie dawniej także piersi wnętrze drżało,
Na twarz wybiegał odbłysk krwawej róży.
Skrzydła wznosiły się nieraz do lotu... —
Dzisiaj minęło wszystko — bez powrotu.

Wierzaj: my ludzie. Z naszych żądz tysiąca,
Ty tę nazywasz tylko żądzy mianem,
Co wiecznie pragnie i wiecznie pragnąca,
Pogardza każdym uciech rostruchanem,
Nie zna pragnienia granic, ani końca.
Ty, mając życie, śnisz o czemś nieznanem,
Tyś nie próbował za życiem tęsknoty,
Więc poza ziemią stawiasz żądz namioty.