Strona:Życie tygodnik Rok I (1897) - Wybór.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Może, gdy ciała te w grobach spróchnieją,
A proch z nich wicher rozwieje stepowy,
Zielone niwy zakwitną nadzieją,
I z ziemi wstanie mężów zastęp nowy,
Nowe sztandary na basztach powieją...
Ale dziś jeszcze wkoło huczą sowy,
W ponurych gruzach leżą grodów mury,
W murach się gnieżdżą jaszczurki i szczury.
..........

Mógłbym się w blaski odziać księżycowe
I gwiazdy złote wziąć za swe pochodnie,
I miejsca zwiedzać te straszne, grobowe,
I odkopywać z mogił przodków zbrodnie, —
Lub też przeszłości w laury wieńczyć głowę,
Gdyby wołano, że czynię wyrodnie...
Mógłbym w noc ciemną po cmentarzach błądzić
I tych, co legli już w mogiłach, sądzić.

O, bo nie myślcie, widząc na mej twarzy
Bladość marmuru, i cichość, i chłody,
Że tam gdzieś w sercu nic się już nie żarzy,
Żem jest, jak jeleń bojaźliwy, młody,
Co poza siebie spojrzeć się nieważy...
O nie! Ja chodzę na te w gruzach grody,
I każdy kamień do rąk własnych biorę
I ważę, kładąc na swe serce chore.

Mógłbym się w szatę przyodziać epiczną
I, niby Homer, śpiewać epopeję, —
Strofom nadałbym formę daktyliczną,
Przy końcu wierszy umieszczał trocheje.