Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To jej zaimponowało i zaczęła z przekonaniem i uczuciem opowiadać, że w Hadjaczowskim powiecie ma swój futor, a na futorze mieszka mameczka i oprócz tego rosną tam takie gruszki, takie kawony, takie melony, takie arbuzy; a gotują barszcz z uszkami i bez uszek »taki smaczny, taki smaczny, że aż strach«.
Wszyscyśmy słuchali, słuchali — i naraz opanowała nas wszystkich jedna i ta sama idea.
— Jakby to dobrze było ożenić ich! — szepnęła mi cichutko dyrektorowa.
I wszyscyśmy przypomnieli sobie nie wiadomo dlaczego, że Bielikow właściwie nie jest żonaty — i teraz dopiero spostrzegliśmy, że dotąd każdy abnegował tak ważny drobiazg jego życia. Żeśmy się nigdy nie zastanawiali, jak on się odnosi do kobiet, jak rozwiązuje tak ważny problemat istnienia? Przedtem nie interesowało nas to zgoła, być może, że nam nigdy i nie mogło przyjść do głowy przypuszczenie, aby człowiek, co wobec każdej aury ciągnie kalosze i parasol, a śpi w futerale — aby ten człowiek mógł kochać.
Jemu się już przechyla na piąty krzyżyk, a ona ma ze trzydzieści — rozumowała dalej dyrektorowa. — Zdaje mi się, żeby poszła za niego.
Czego się, mój Boże, u nas na prowincyi nie robi? A ile niepotrzebnego, bezsensownego! A wszystko dlatego, że się znów nie robi tego, co jest potrzebne. No bo i dlaczego nam się ni z tego ni z owego zachciało naraz ożenić Bielikowa, którego sobie żonatym nawet wyobrazić nie było podobna. Dyrektorowa, inspektorowa i całe ciało pedagogiczne damskie naraz ożyło a nawet wypiękniało, jak gdyby ujrzały cel życia. Dyrektorowa bierze w teatrze lożę — patrzymy, a obok niej Basia z wachlarzem jak snop, rozjaśniona, szczęśliwa — przy niej Bielibow malutki, skromniutki skręcony w dziesięcioro, jakby go z domu hakami wyciągnięto. Wyprawiam wieczorek a damy wprost żądają, abym zaprosił i Bielikowa i Basię, słowem warsztat ruszył. Okazało się, że i Basia była nie od tego. Nie we-