Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rita (odwraca się): Tak, dobrze. I teraz powiedzno mi, panno Berto, dlaczego nie zaprowadzono dotąd dzwonka elektrycznego? Muszę dopiero marnować wszystkie moje flażeolety, zanim cię zdołam przywabić.... jak myślisz, co to może kosztować! Mogłabym z nich urządzić jeszcze jeden poranek na cel dobroczynny. Co?
Berta. Majster wybierał się dzisiaj rano.
Rita. Majster się już nieraz wybierał. Jak się zdaje, to niestały charakter. (Pokazując na płaszcz). Pięknie wytrzepać i do szafy. Straszliwy kurz na dworze... I to nazywają stacyą klimatyczną. Był tu kto?
Berta (z rzeczami na ramieniu:) Tak jest, proszę Pani, był pan hrabia.
Rita. No tak: — zresztą nikt więcej?
Berta. Nie, nikt.
Rita. Hm. — Wyjmij mi szlafrok.
Berta (Wychodzi na lewo do sypalni)
Rita (nucąc z cicha, staje znowu przed lustrem:)
Les envoyées du paradis...
(głośno) Jak on długo mógł czekać?
Berta (z sypialni). Z godzinę, proszę Pani.
Rita (po cichu). Nie dłużej? On mię już nie kocha. (Głośno). Mógł był jednak przez ten czas przynajmniej dzwonek naprawić.