Strona:Życie miesięcznik Rok IV (1900) - Wybór.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdumionem okiem gdy cuda te mierzę,
Gdy woń czarowną chciwie w piersi chwytam,
Że to na jawie, sam sobie nie wierzę;
Jeśli to nie sen, cóż w raju przeczytam?

Jak oko sięgnie, trawników dywany,
Żywa zieloność młodzieńczo połyska;
Tu błyszczą złotem świetne tulipany,
Gwoździk z zieleni rubinem wytryska;

Dzwonki, konwalje — a tu niebo szczodre
Pomalowało darń we fiołki modre,
Tam dzięciliny, tu piwonij głowy
W wielki się zastęp złączyły pąsowy.

Na tym szerokim, tęczowym dywanie,
Drzewa i krzewy rzucone nieładem;
Tu gaj jaśminów przy pysznym kasztanie,
Tu dąb samotny, tam buk z winogradem.

Na środku sadu jasne wody tonie;
Jeden brzeg trzciną w półkole okryty —
Szumiąc, rogoże czarne chwieją kity,
I wodna lilia złotym blaskiem płonie.

Drugi brzeg lekko się schyla ku wodzie,
W niezapominek turkusy strojony;
Na srebrnych żwirów spienionym obwodzie
Żwawo rój pliszek biega rozprószony.

Hetmańska czapla schyliła czub śnieżny,
W wodzie przegląda postawę swą własną;
Szybkie jaskółki całunek lubieżny
Dadzą jezioru, lub skrzydłem je drasną.