Strona:Życie dwutygodnik. Rok III (1899) wybór.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łaby łaby ukryć się pod lód, wleźć pod ziemię, całe góry przywalić na siebie, byle uciec!
Lecz za nią biegnie wciąż tajemnicza istota, biegnie szydercza, pewna siebie i zdobyczy — a łuna krwawa, straszna rozświeca cały świat, jakby niebo paliło się za uciekającą żywym ogniem. Jest jasno, jaśniej niż w upał w południe, jaśniej niźli we wnętrzu gorejącego pieca. Jest biało, biało — ukryć się niema gdzie — wszędzie biało. — W białej, pustej przestrzeni ona pędzi jak wiatr a gna ją moc niepojęta — i śmieje się, bawi się z nią jak kot z myszą — w ucho szepcze jej słowa niezrozumiałe, okropne — chychocze jak hyena: ha, ha, — już nie uciekniesz!
— Nie ucieknie — o, tak — już siły ją opuszczają, a krew jej huczy w głowie, rozsadza ją na kawałki. Nie pomoże już nic! Ha, ha, ha, już To idzie!
Jeszcze jeden wysiłek! Łzy spływają strumieniem — jeszcze skarżyć się, skarżyć się chwilę jak dziecko...
Ale pada na ziemię, jak kłoda — martwa, bez ruchu — a na jej plecy wali się jakieś cielsko olbrzymie. Kobieta słyszy szybki, ohydny jego oddech, czuje lodowate tchnienie tuż na karku, czuje jak zimne, śliskie żelazo wchodzi jej w gardło, wżera się w piersi, w serce!
I widzi wkońcu jego — ha, jego, potwora! Widzi jego olbrzymią, obrzękłą, bladą twarz, rozpływającą się w świetlanej, białej mgle; widzi nad nią olbrzymią czapkę futrzaną i jego napęczniałe powieki. Ha, ha — jak rosną! — A jego usta wąskie, zaciśnięte, bezbarwne, rozsuwają się w dzikim, szerokim uśmiechu — i cała wielka postać trzęsie się w cichym śmiechu. Te wielkie powieki pęcznieją — chcą się otworzyć. Ha, ha, już rozsuwają się, już widać czarną linję — ta linja powiększa się, grubieje — i cóż za nią — ha — cóż za tą olbrzymią powieką? Niech nie otwiera! — Gdzież jest dolna powieka? — Niema jej wcale, niema wcale! — Co to jest? Haa... okropne!
Po co się ona wznosi, po co się tak fałduje górna, straszna powieka? — Już zaraz się odkryje, już, już. — A za nią, za nią? — Nie, nie! — Oh, już zaraz, już zaraz.
Już — już — zaraz...