Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brze... Zaciął się, usta ułożyły się w cyniczne, szydercze wyzwanie całemu światu. Co tam świat — ale jakże ją oszukać... No więc oszuka ją — wielka rzecz — cóż może wiedzieć o podobnych sprawach nieświadoma, czysta kobieta?
— Feli, pamiętaj o zdrowiu, pamiętaj o swojej duszy, na tobie nie powinno być żadnej skazy...
Zdrowie? Dusza? Cóż za bzdury! Każdej chwili może zginąć, jego zawodem jest szukać śmierci po morzu, a tu mu wyjeżdżają ze zdrowiem. Na co mu zdrowie, po co mu dusza, kiedy i tak, a może dziś jeszcze wszystko to razem z nim pójdzie na dno? Niech ona sobie wierzy, że czekają ich lata spokojne i szczęśliwe, on wie oddawna, wie niezbicie, że nie dożyje końca. Szybko odemknął szafeczkę, wyjął ampułkę i nie bawiąc się w żadne dezynfekcje igły, zapuścił ją w przedramię.
— Fell, nie rób tego...
W jej ukochanym głosie ozwał się bolesny wyrzut, był to jej szept najcichszy, pokorny, serdecznie błagalny. Słyszał go wyraźnie, jak gdyby przyłożyła usta do jego ucha. Przymknął oczy i wchłaniał jej obecność. Zawstydził się po niewczasie jak przyłapany na gorącym uczynku. Napróżno przed nią kłamać, ona i tak wie o nim wszystko swoim nadludzkim zmysłem odgadywania.
— Rito, Rito — tyś mądra, ty czytasz myśli w człowieku, ale nigdy nie byłaś ty, maleńka, komendantem łodzi podwodnej... Zważ, Rito —