Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niosłej wyspie wśród morza białej mgły, poginęły światła Paryża, zaledwie parę najbliższych latarni majaczyło w tumanie czerwonawem stłumionem lśnieniem. Zapodział się gdzieś olbrzymi pałac Trocadero, nie zostało śladu z wieży Eiffla. Przywidziało jej się, że ten skrawek mostu i mróz wiejący od rzeki są ostatnią resztką ginącego świata i że tu przyjdzie jej czekać, aż zawali się ten most razem z nią. Runie w lodowatą głębię, a nad nią i nad nicością wszystkiego rozścielę się mgła, nic tylko mgła, mgła... Poznawała w tem jakiś straszny, dawny sen, który powracał czasami i dręczył ją od dzieciństwa. Była w nim niepojęta okropność i zła wróżba. W jej absurdzie tkwiła jakaś przerażająca nieomylność.
Ogarnął ją strach. Co ją przyniosło na most? Nic tu nie miała do roboty. Takie rzeczy nie zdarzały się z nią nigdy, zawsze wiedziała co czyni i dokąd idzie. Usiłowała przypomnieć sobie z programu dnia, czy naprawdę nie miała czegoś do załatwienia w dzielnicy za mostem?... Nie znała nikogo w tej stronie miasta. Ostatnie chwile niepokoju...
Roześmiała się bezmyślnie i głucho. Trzeba wracać. Zaledwie postąpiła kilka kroków, usłyszała czyjś głos. Ktoś na nią zawołał.
— Eva!...
Głos był daleki i niepewny. Ale jakby znajomy. Obejrzała się, dokoła było pusto. Nigdy nie miewała przewidzeń. Nadsłuchiwała. Ale ów ktoś nie wyszedł jeszcze z mgły. Któż to mógł być?