Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani pozwala?
— Ja tego żądam.
— Dobrze. Zło i dobro, piękno i ohyda są u pani w równowadze. Niechże pani trzyma w surowej dyscyplinie swoje zło, bo zło jest ciekawsze, bo zbrodnia kusi, domaga się próby, ona rzuca wyzwanie światu, bo ona daje rozkosz tajemną, przy której niczem jest ekstaza zmysłów i spazm miłosnego wyuzdania. Żadna rozpusta ciała nie dorówna w rozpętaniu tej straszliwej pokusie, by przełamać granice moralnego nakazu i zdeptać, splugawić nietylko prawo pisane czy niepisane, ale i świętość własnej duszy, to, co się naprawdę czci i kocha... Pani jest straszliwie samotna, obcuje pani tylko ze swoją chimerą. Wyobraźnia porywa i niesie panią jak wicher i nigdy nie wie pani, dokąd cię ona poniesie... Kochasz jątrzenie twego własnego niepokoju, upajasz się niewiadomem, które stać się może z tobą każdej chwili. Przechylasz się nad przepaścią, lubujesz się swoim śmiertelnym dreszczem... Ubóstwiasz życie, upajasz się ciekawością dla jego spraw otchłannych i powikłanych, ale nie cenisz bynajmniej własnego istnienia i to jest w pani napozór paradoksem. Tylko napozór, gdyż zdoła pani objektywizować i samą siebie i patrzeć na siebie zdaleka jak na obcą. Wówczas pani nie kocha siebie tak samo, jak nie przywiązuje się pani do nikogo. Może z ciekawości pani pchnąć siebie na wyraźną zgubę — wydaje mi się nawet, że pani może skończyć samobójstwem.