Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

...Błąkały się tony najcichsze, szybko zmienne. Urywała się ich myśl, powracała, szukała drogi i wyrazu. Pytała, wątpiła, zamilkła na długo raz i drugi. Sięgała wkoło siebie jak niewidoma w miejscu obcem, nie poznając niczego. Bezradna, spłoszona, znękana myśl zamierała — zagasła... Cisza.
Odezwał się jeden ton i uderzał głucho jak jęk dzwonu, jak dalekie, dalekie echo dział, bijących miarowo, kolejno jedno za drugiem. Przewinął się i przebrzmiał motyw dręczącego pytania, zatargał niepokojem i zmilkł. — Z trudem, z wysiłkiem dźwigała się ku czemuś melodja posępna, jeszcze spętana, wlokąc niezmierny ciężar cierpienia. Zmaga się ze straszną prawdą, lęka się prawdy, przystaje, milknie i zwleka...
Aż znienacka wydrze się jak gromem rozegrzmi zła wieść.
— Śmierć — śmierć...
Zwala się bezmiernym brzemieniem niepokonana prawda śmierci. Przygniata, w ziemię wdeptuje straszliwy żal...
Olbrzymim głosem, na wszystkie strony świata huczą chrapliwe surmy, roznoszą, powtarzają wieść — żałobę, aby płakał naród wszystek.
— Śmierć! Śmierć!...
...A teraz własny żal, dławiące, dręczące łkanie. W bólu niepojętym wydzierają się z duszy łzy. Zapada serce coraz głębiej w otchłań nieszczęścia, żegna sprawy, radości życia, zstępuje w mrok wiecznej żałoby...