Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sternik urwał i odpoczywał, gwiżdżąc oddechem. Rita zapatrzona w niego skamieniała. Claude wyrwał ją z osłupienia, zaprowadził do kanapy i posadził bezwolną i posłuszną. Gestem poprosił siadać marynarza. Ten usiadł i milczał. Wyglądał jak widmo; gdyby nie połysk zapadniętych oczu i świst oddechu można go było wziąć za trupa usadzonego w fotelu. W tej twarzy jasno kościstej i nieruchomej nie znać było żadnej myśli ani śladu jakiegokolwiek czucia, rozpościerała się na niej martwa maska śmiertelnego wyczerpania. Minuty upływały i wreszcie ta cisza stała się tak okropną, że Claude, po tysiącu rozpaczliwych pytań — co robić, bojąc się spojrzeć na Ritę, przerwał milczenie i natychmiast tego pożałował.
— Więc, panie sterniku... Bo pani baronowa, rzecz prosta, spodziewa się jeszcze wciąż...
— Nieprawda, panie Helm! Niczego się nie spodziewam! Panie Gebeschuss, proszę mówić dalej, jak było. Ja pana dobrze znam z opowiadań męża — niech pan mówi. Ale pan jeszcze chory — Charlotto! Podaj wino i cośkolwiek do zagryzienia! Panie Helm, niech się pan nie obawia o mnie. Będę zupełnie spokojna, żadnych spazmów...
— Pani jeszcze nie wie, co on powie...
— Wiem, dobrze wiem.
Opowieść sternika była niegadatliwa. Snać w chorobie nauczył się szczędzić słów.
— Nad samem ranem pan komendant i pan zastępca postanowili spróbować jeszcze szczęścia...